W USA ukuto powiedzenie „Leave it to Dag” (Niech Dag się tym zajmie), kiedy powstawała potrzeba rozwiązania problemów na arenie międzynarodowej? Chodzi o Daga Hammarskjölda, szwedzkiego polityka, dyplomaty, w latach 1953-1961 sekretarza generalnego ONZ. W Dniu Narodów Zjednoczonych przypadającym 24 października zadaliśmy kilka pytań Erikowi Hammarskjöldowi, dyplomacie, byłemu Konsulowi Generalnemu Szwecji w Sankt Petersburgu i Kaliningradzie. Erik pracował także dla szwedzkiego przedstawicielstwa przy ONZ w Nowym Jorku i w Genewie. Jest wieloletnim pracownikiem szwedzkiego MSZ. Jest też krewnym Daga Hammarskjölda.
Kim był Dag Hammarskjöld i jaką rolę odegrał w historii świata i Europy?
Dag Hammarskjöld był szwedzkim dyplomatą i ekonomistą, od 1953 roku drugim z kolei Sekretarzem Generalnym ONZ. Zginął w 1961 roku w katastrofie lotniczej w Afryce, na terenie obecnej Zambii. Wydarzyło się to akurat wtedy, gdy trwały prace nad osiągnięciem pokoju podczas wojny domowej w Kongo. Hammarskjöld z powodzeniem kierował pracami ONZ. Pełnił rolę mediatora w konfliktach, m.in. na Bliskim Wschodzie, negocjował uwolnienie amerykańskich pilotów uwięzionych w Chinach.
W USA ukuto nawet powiedzenie ”leave it to Dag” (Niech Dag się tym zajmie), kiedy powstawała potrzeba rozwiązania problemów na arenie międzynarodowej.
Hammarskjöldowi udało się ożywić działania ONZ. Kierował tworzeniem sił pokojowych organizacji. Stał się orędownikiem praw mniejszych państw w stosunku do mocarstw. Został pośmiertnie uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla, a przez prezydenta Kennedy’ego został nazwany „największym mężem stanu naszego stulecia”. W Europie Hammarskjöld odegrał ważną rolę w negocjacjach po drugiej wojnie światowej, dotyczących odbudowy zniszczonych wojną krajów.
Czego dziś moglibyśmy się nauczyć od Daga Hammarskjölda?
Na pewno tego, że współpraca międzynarodowa jest niezbędna, by odpowiedzieć na wyzwania współczesnego świata, takie jak konflikty zbrojne, rozwój krajów najbiedniejszych, czy kryzys klimatyczny. Także tego, że funkcjonariusz międzynarodowy (oraz urzędnik państwowy) na pierwszym miejscu musi stawiać swoją niezależność i niezawisłość, wysokie morale i etyczne postępowanie, a także pracę dla dobra świata i swojej organizacji.
Ty również jesteś dyplomatą. Pracowałeś m.in. w ONZ i zasiadasz w zarządzie Fundacji Daga Hammarskjölda. Kontynuujesz jego dzieło?
Dag Hammarskjöld wykonywał swoją pracę na wyższym niż ja poziomie, ale cieszę się, że miałem okazję pracować w szwedzkich przedstawicielstwach ONZ w Nowym Jorku i Genewie, a także w organie ONZ odpowiedzialnym za odbudowę Afganistanu. Jestem przekonany o głębokim sensie pracy związanej z ochroną środowiska, którą wykonywałem m.in. jako specjalny ambasador Szwecji ds. negocjacji międzynarodowych na rzecz rozwiązywania problemów środowiskowych. Dziś jednak równie ważne wydają mi się rozmowy z dziećmi ze szkoły moich córek o sprawach ich przyszłości i ochrony środowiska. Zawód dyplomaty jest u nas profesją rodzinną. Dyplomatami byli moi dziadkowie ze strony matki i ojca, mój ojciec, jego brat i mój kuzyn. Praca dla Fundacji Daga Hammarskjölda to także sposób na wkład w pracę na rzecz mierzenia się z międzynarodowymi wyzwaniami.
Czy masz jakieś wspomnienia związane z Dagiem Hammarskjöldem?
Razem z bratem spotkaliśmy Hammarskjölda, kiedy byliśmy mali. Tata zaprosił go na kolację w Genewie. Najbardziej wtedy zaciekawił nas jego ochroniarz (który zresztą też zginął potem w wypadku samolotowym) oraz jego pistolet. Pamiętam też, jak 18 września 1961 roku wraz z bratem i dużą częścią rodziny świętowaliśmy urodziny babci. Nagle zadzwonił telefon. ONZ poinformowało, że samolot z Dagiem Hammarskjöldem na pokładzie zaginął w drodze do Ndoli w dzisiejszej Zambii. Jakąś godzinę później kolejny telefon – znaleziono wrak samolotu. Nikt nie przeżył. Słabo pamiętam nastrój, jaki wtedy zapanował. Na pewno był szok, rozpacz.
Możesz przytoczyć jakąś anegdotę związaną z Dagiem Hammarskjöldem?
Najgłośniejszym zdarzeniem w siedzibie ONZ w Nowym Jorku w trakcie jego kadencji było słynne przemówienie Hammarskjölda, w którym podkreślił, że jego zadaniem jest obrona interesów małych państw, a nie mocarstw. Zgromadzenie zgotowało mu gorącą owację. Za to Nikita Chruszczow tak się wściekł, że zdjął jeden but i wielokrotnie uderzył nim w stół.